Partner ciągle mnie krytykuje. Chyba nic mu się we mnie nie podoba. „Wciąż mnie poucza. To męczące i dołujące”. Fot. Unsplash. Jesteśmy z Jankiem razem od 8 miesięcy, mieszkamy razem od 2. Na początku było między nami bardzo dobrze, miłość wręcz nas storpedowała. Jak go poznałam to ogarnęło mnie uczucie, że TO TEN.
Jakby tego było mało mój mąż ciagle mnie poucza co mam robić i jak, od porodu ciagle słyszę jak mam się zajmować dzieckiem na przykładzie jego byłej zony i mąż ciagle porównuje Nasze dziecko do swoich dzieci. Nie zajmuje się wogole małym.
Wyciągając wciąż z biedy. Całą masą bezcennych rad. Ciągle ktoś mnie poucza. Z różnych ambon i z różnych stron. Stale w uszach mi buczy. Jednostajny, piskliwy ton. Szanuj czas i pieniądz. Zęby myj, zbieraj złom. Dobry bądź dla zwierząt.
jak w temacie. jesteśmy 4 miesiące po ślubie, wcześniej mąż był bardzo spokojnym człowiekiem, mogłam mu wszystko wytłumaczyć, spokojnie przyjmował moje prośby, nawet krytykę.po ślubie sprowadzliliśmy się do polski (wcześniej mieszkaliśmy za
Charakter. Osioł jest optymistycznie nastawiony, szczery i posiada własne zdanie. Dobrze urzeczywistnia alegorię osła. Jest rozgadany, często zaskakuje swym zachowaniem. Ponadto jest daltonistą, cierpi na nyktofobię, boi się ognia (lawy i być może ciemności), lubi podróżować. Uwielbia on tort i kremówki. Chciałby nosić własne
Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s. Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Mam taki problem. Mój partner jest trochę zbyt krytyczny wobec mnie. W moim odczuciu oczywiście. Często mnie poprawia, doradza mi coś, zwraca często uwagę na sprawy, które nie są dla mnie istotne, bo sama nie zwracam na nie uwagi albo robię coś inaczej. Próbuje narzucać mi swoje pomysły. Generalnie są one rozsądne ale dotyczą drobiazgów. Jednak coraz gorzej się z tym czuję. Jak sobie z tym radzić? Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Basia K.: Mam taki problem. Mój partner jest trochę zbyt krytyczny wobec mnie. W moim odczuciu oczywiście. Często mnie poprawia, doradza mi coś, zwraca często uwagę na sprawy, które nie są dla mnie istotne, bo sama nie zwracam na nie uwagi albo robię coś inaczej. Próbuje narzucać mi swoje pomysły. Generalnie są one rozsądne ale dotyczą drobiazgów. Jednak coraz gorzej się z tym czuję. Jak sobie z tym radzić? A mówiłaś mu o tym, co czujesz w związku z jego krytycznymi uwagami? Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Gośka J.: Basia K.: Mam taki problem. Mój partner jest trochę zbyt krytyczny wobec mnie. W moim odczuciu oczywiście. Często mnie poprawia, doradza mi coś, zwraca często uwagę na sprawy, które nie są dla mnie istotne, bo sama nie zwracam na nie uwagi albo robię coś inaczej. Próbuje narzucać mi swoje pomysły. Generalnie są one rozsądne ale dotyczą drobiazgów. Jednak coraz gorzej się z tym czuję. Jak sobie z tym radzić? A mówiłaś mu o tym, co czujesz w związku z jego krytycznymi uwagami?tak, mówiłam ale on się zdziwił, że tak jego uwagi odbieram, bo on chce pomóc, w swoim odczuciu ma dobre intencje; wręcz zrobiło mu się przykro, że odbieram jego słowa jako ocenę i krytykę Beata B. właściciel, Beata Brzezicka. Biuro Brzeziccy Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania OK, chłopak się zdziwił i co zrobił? Nadal to samo? A Ty sama: czy nie możesz podzielić sobie tematów krytyki wg. stopnia ważności? 1. Takie, z którymi musisz się zgodzić i tak naprawdę dobrze by było żebyś coś z nimi zrobiła dla własnego, lepszego funkcjonowania z ludźmi. 2. Takie, które podlegają negocjacji. 3. Twoje prywatne tabu, Twoje granice, których nie powinno się przekraczać. Z każdą z tych grup zupełnie inaczej się pracuje. Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Ja, podejrzewam że twój chłopak nie rozumie tego że ty chcesz się tylko niego prawdopodobnie jesteś problemem do rozwiązania. W tym sensie że mówisz Jemu coś o to odbiera jako zapytanie o rade, której prośbę o rozwiązanie problemu. Bo inaczej byś o tym nie mówiła. Jeśli dla Ciebie coś jest drobiazgiem, dla niego niekoniecznie. Może przedyskutujcie to co jest naprawdę w życiu ważne ,a co jest tylko drobiazgiem? Ewa S. patrzę, słucham,myślę... Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Basia K.: Mam taki problem. Mój partner jest trochę zbyt krytyczny wobec mnie. W moim odczuciu oczywiście. Często mnie poprawia, doradza mi coś, zwraca często uwagę na sprawy, które nie są dla mnie istotne, bo sama nie zwracam na nie uwagi albo robię coś inaczej. Próbuje narzucać mi swoje pomysły. Generalnie są one rozsądne ale dotyczą drobiazgów. Jednak coraz gorzej się z tym czuję. Jak sobie z tym radzić? A możesz podać przykład takiej sytuacji, w której ostatnio się źle poczułaś (jak konkretnie? jakie emocje i myśli sie pojawiły u Ciebie?) Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Beata B.: OK, chłopak się zdziwił i co zrobił? Nadal to samo?długo rozmawialiśmy, próbował wyjaśnić swoje intencje, ja opowiedziałam jak się czuję, na co zrobiło mu się przykro, że tak to odbieram, mówił, że sobie coś dorabiam, itp, ale potem stara się być delikatniejszy, usprawiedliwiać się, tłumaczyć intencje, na bieżąco,A Ty sama: czy nie możesz podzielić sobie tematów krytyki wg. stopnia ważności? 1. Takie, z którymi musisz się zgodzić i tak naprawdę dobrze by było żebyś coś z nimi zrobiła dla własnego, lepszego funkcjonowania z rzeczy wzięłam od uwagę, np żeby zakrywać jedzenie w lodówce, chować do worków itp;2. Takie, które podlegają mnie na kupienie okularów, wiem, że przydałyby mi się, ale nie mam kasy, kupię jak ją będę mieć3. Twoje prywatne tabu, Twoje granice, których nie powinno się przekraczać. Z każdą z tych grup zupełnie inaczej się jednak boję się, że jak mnie teraz tak przestawia i poprawia to co będzie dalej, gdy będą nas wiązać ważniejsze sprawy typu dzieci itp? Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Radosław Kowalczyk: Ja, podejrzewam że twój chłopak nie rozumie tego że ty chcesz się tylko niego prawdopodobnie jesteś problemem do rozwiązania. W tym sensie że mówisz Jemu coś o to odbiera jako zapytanie o rade, której prośbę o rozwiązanie problemu. Bo inaczej byś o tym nie w tym jest, zwłaszcza, że jest troskliwy i uważny ogólnie; ja się przez całe życie nauczyłam radzić sobie sama, bo zawsze byłam sama, a teraz taką ingerencje w moje życie ciężko mi znieść;Jeśli dla Ciebie coś jest drobiazgiem, dla niego niekoniecznie. Może przedyskutujcie to co jest naprawdę w życiu ważne ,a co jest tylko drobiazgiem?dobry pomysł Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Ewa S.: Basia K.: Mam taki problem. Mój partner jest trochę zbyt krytyczny wobec mnie. W moim odczuciu oczywiście. Często mnie poprawia, doradza mi coś, zwraca często uwagę na sprawy, które nie są dla mnie istotne, bo sama nie zwracam na nie uwagi albo robię coś inaczej. Próbuje narzucać mi swoje pomysły. Generalnie są one rozsądne ale dotyczą drobiazgów. Jednak coraz gorzej się z tym czuję. Jak sobie z tym radzić? A możesz podać przykład takiej sytuacji, w której ostatnio się źle poczułaś (jak konkretnie? jakie emocje i myśli sie pojawiły u Ciebie?)zapisaliśmy się na kurs tańca, jesteśmy początkujący więc oboje popełniamy błędy ale on ciągle mnie poucza co mam robić inaczej, nie zawsze ma rację, ale złości mnie to, że czepia się mnie, moich niedociągnięć, skupia na tym co ja źle robię, a nie na sobie; co czuję złość, bunt, smutek, jestem coraz bardziej spięta i zestresowana, czuję do niego dystans, niechęć Beata B. właściciel, Beata Brzezicka. Biuro Brzeziccy Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Basia K.: generalnie jednak boję się, że jak mnie teraz tak przestawia i poprawia to co będzie dalej, gdy będą nas wiązać ważniejsze sprawy typu dzieci itp?Czy czujesz, że taki lęk może być nadmierny i nieuzasadniony? Czyli trochę dziecęcy i naiwny, gdyż połączony nieświadomie z lękiem przed nieakceptacją, odrzuceniem. I powodujący albo chęć "obrażenia" się i na złość babci odmrożenia sobie gardła, albo przeciwnie - pomysł żeby zmienić się tak, aby zaznać akceptacji. Popatrz na to inaczej: wszystko co widzisz, czego doświadczasz jakoś Cię zmienia. Nawet głupie reklamy, moda, albo oglądane filmy.. A jednak nie wpadasz na pomysł, że modne ciuchy Cię "nieakceptują" i dla nich musisz zmienić swoje postrzeganie estetyki prawda? Witaj w dorosłym zyciu!:)) Po prostu trzeba przestać się bać, że zmiany, które i tak i tak w Tobie występują spowodują że "znikniesz" i będziesz inną osobą. Ulży Ci, jak przestaniesz utożsamiać nieakceptację z naturalnym wpływaniem na siebie ludzi nawzajem. Jeśli potrafi Cię wyprowadzić z równowagi coś, czego nie lubisz, uznajesz za niefajne, to zrozum, że inni są tacy sami i też mają prawo do nielubienia czegoś. Związek polega między innymi na umiejętności ustępowania. To jest dobra wartość mieć od kogo czerpać motywację do zmieniania swoich nawyków i uczenia się. Ewa S. patrzę, słucham,myślę... Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Basia K.: zapisaliśmy się na kurs tańca, jesteśmy początkujący więc oboje popełniamy błędy ale on ciągle mnie poucza co mam robić inaczej, nie zawsze ma rację, ale złości mnie to, że czepia się mnie, moich niedociągnięć, skupia na tym co ja źle robię, a nie na sobie; co czuję złość, bunt, smutek, jestem coraz bardziej spięta i zestresowana, czuję do niego dystans, niechęć Czy wygląda to tak,ze twój chłopak mówi do ciebie coś w stylu: "Basiu,jedzenie w lodówce trzeba chować do woreczków." lub "Basia, znowu nie włożyłaś jedzenia do woreczków." albo "Dlaczego ty nie chowasz jedzenia do woreczków,przecież wysycha!" Mieszkacie razem? Od jak dawna jesteście parą? Jaka jest różnica wieku miedzy wami? Jak często zdarzają się takie uwagi? Czy było tak od początku?Ewa S. edytował(a) ten post dnia o godzinie 10:34 Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Beata B.: Basia K.: generalnie jednak boję się, że jak mnie teraz tak przestawia i poprawia to co będzie dalej, gdy będą nas wiązać ważniejsze sprawy typu dzieci itp?Czy czujesz, że taki lęk może być nadmierny i nieuzasadniony? Czyli trochę dziecęcy i naiwny, gdyż połączony nieświadomie z lękiem przed nieakceptacją, odrzuceniem. I powodujący albo chęć "obrażenia" się i na złość babci odmrożenia sobie gardła, albo przeciwnie - pomysł żeby zmienić się tak, aby zaznać w tym jest, lęk często jest nieuzasadniony; niewątpliwie wynika z jakiś doświadczeń wcześniejszych, pewnie z dzieciństwa; ja generalnie boję się odrzucenia, a krytyka czyjaś kojarzy mi się z nieakceptacją, w dzieciństwie nauczyłam się dwóch sposobów reagowania: albo bunt albo zbytnia uległość dla świętego spokoju; dlatego teraz próbuję zorientować się jakie są bardziej dojrzałe metody radzenia sobie z czyjąś krytyką i próbuję zrozumieć skąd takie emocje;Popatrz na to inaczej: wszystko co widzisz, czego doświadczasz jakoś Cię zmienia. Nawet głupie reklamy, moda, albo oglądane filmy.. A jednak nie wpadasz na pomysł, że modne ciuchy Cię "nieakceptują" i dla nich musisz zmienić swoje postrzeganie estetyki prawda?czasami wkurza mnie, gdy ktoś chce wpłynąć na mnie, np projektanci mody, twórcy reklam, ale o ile obcych mogę ignorować i się nimi nie przejmować o tyle od bliskiej osoby, która mówi, że kocha oczekuję akceptacji;Witaj w dorosłym zyciu!:)) Po prostu trzeba przestać się bać, że zmiany, które i tak i tak w Tobie występują spowodują że "znikniesz" i będziesz inną osobą. tak się może stać, Ulży Ci, jak przestaniesz utożsamiać nieakceptację z naturalnym wpływaniem na siebie ludzi nawzajem. Jeśli potrafi Cię wyprowadzić z równowagi coś, czego nie lubisz, uznajesz za niefajne, to zrozum, że inni są tacy sami i też mają prawo do nielubienia teoretycznie, ale czuję się z tym źle;Związek polega między innymi na umiejętności ustępowania. To jest dobra wartość mieć od kogo czerpać motywację do zmieniania swoich nawyków i uczenia prawda, ale boję się, że ktoś mnie będzie chciał przerobić na swoją modłę, że nie będę mogła być sobą Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Ewa S.: Basia K.: zapisaliśmy się na kurs tańca, jesteśmy początkujący więc oboje popełniamy błędy ale on ciągle mnie poucza co mam robić inaczej, nie zawsze ma rację, ale złości mnie to, że czepia się mnie, moich niedociągnięć, skupia na tym co ja źle robię, a nie na sobie; co czuję złość, bunt, smutek, jestem coraz bardziej spięta i zestresowana, czuję do niego dystans, niechęć Czy wygląda to tak,ze twój chłopak mówi do ciebie coś w stylu: "Basiu,jedzenie w lodówce trzeba chować do woreczków." lub "Basia, znowu nie włożyłaś jedzenia do woreczków." albo "Dlaczego ty nie chowasz jedzenia do woreczków,przecież wysycha!"różnie, ale wszystkie te zdaniaMieszkacie razem?nieOd jak dawna jesteście parą?od trzech miesięcyJaka jest różnica wieku miedzy wami?ja mam 36 lat on 40Jak często zdarzają się takie uwagi?częstoCzy było tak od początku?właściwie tak Beata B. właściciel, Beata Brzezicka. Biuro Brzeziccy Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Basia K.: coś w tym jest, lęk często jest nieuzasadniony; niewątpliwie wynika z jakiś doświadczeń wcześniejszych, pewnie z dzieciństwa; ja generalnie boję się odrzucenia, a krytyka czyjaś kojarzy mi się z nieakceptacją, w dzieciństwie nauczyłam się dwóch sposobów reagowania: albo bunt albo zbytnia uległość dla świętego spokoju; dlatego teraz próbuję zorientować się jakie są bardziej dojrzałe metody radzenia sobie z czyjąś krytyką i próbuję zrozumieć skąd takie emocje;Z automatyzmu. Reagowanie emocjami bez relfeksji, czy aby na pewno ktoś chciał zrobić nam przykrość, czy to my nainterpretujemy sytuację jest takim właśnie automatyzmem. Dorośle jest przemyśleć czego my oczekujemy, nazywać to wyraźnie acz nieagresywnie i być w pełni świadomym czym się mogą skończyć nasze działania. Czyli wiedzieć, że to nie "oni" nam coś robią, tylko my odbieramy to co chcemy wkurza mnie, gdy ktoś chce wpłynąć na mnie, np projektanci mody, twórcy reklam, ale o ile obcych mogę ignorować i się nimi nie przejmować o tyle od bliskiej osoby, która mówi, że kocha oczekuję akceptacji;No ale dlaczego? Czy bliska osoba nie jest mimo wszystko odrębną, "obcą" jednostką?Witaj w dorosłym zyciu!:)) Po prostu trzeba przestać się bać, że zmiany, które i tak i tak w Tobie występują spowodują że "znikniesz" i będziesz inną osobą. tak się może stać, Nie. To niemożliwe!:))) Przypomnij sobie siebie sprzed lat, jakieś swoje własne myślenie, które dziś uznajesz za śmieszne... Czy przestałaś kiedykolwiek być "sobą", choć kiedyś myślałaś inaczej? Inaczej działałaś?wiem teoretycznie, ale czuję się z tym źle;No to oznacza, że muszę napisać Ci coś najbanalniejszego pod słońcem: musisz popracować nad akceptacją siebie. Beata B. właściciel, Beata Brzezicka. Biuro Brzeziccy Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania dubel.:)Beata B. edytował(a) ten post dnia o godzinie 11:17 Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Ludzie mają różne charaktery. Może dla Twojego partnera takie rzeczy są naturalne i on nie widzi w nich nic dziwnego. Nie przychodzi mu na myśl, że dla Ciebie to są szczegóły, które nie mają większego znaczenia i że jego przywiązywanie wagi odbierasz jako krytykę. To są takie drobne nieporozumienia związkowe, które przy odrobinie chęci da się modyfikować. Po prostu powiedz mu, że dla Ciebie to nie jest tak istotne. Jeśli on chce zrobić coś inaczej to w swoim zakresie niech sobie pakuje coś tam w woreczki. Może jest to troszkę irytujące, że ktoś chodzi i poprawia, ale myślę, że jest to kwestia wzajemnej akceptacji. Ja wychodzę z założenia, że ja robię tak jak mi wygodnie a jeśli Ty masz inną koncepcję to sobie rób po swojemu. Póki to są małe rzeczy to nie ma problemu. Gorzej, jeśli chodzi o sprawy bardziej poważne i istotne jak wychowywanie dzieci itp...Myślę, że na tym etapie warto pogadać i wyjaśnić swoje oczekiwania i swoje podejście do pewnych spraw. Zróbcie to teraz, by, jak piszesz, w przyszłości nie dochodziło do poważniejszych różnic. Napisałaś, że albo reagowałaś buntem albo totalnym przyzwoleniem dla świętego spokoju. To generuje trudności w życiu dorosłym, kiedy trzeba wypośrodkować. Musisz się tego nauczyć od podstaw. Jest to do zrobienia. Jeśli ma się chęci to można nad tym pracować. Masz chęci i widzisz problem a to dużo. Teraz wystarczy uważnie samej sobie się przyglądać. Mi się tak troszkę wydaje też, że jesteś odrobinę przeczulona? Popracuj nad tym. Twój partner na pewno nie robi tego, by Ci zrobić na złość. Dla niego to naturalne, dla Ciebie to krytyka. Może warto spojrzeć na to bez emocji i zastanowić się, czy w danej sytuacji nie reagujesz zbytnim przeczuleniem. Po prostu rób analizy konkretnych sytuacji. Pisz sobie jak i kiedy zareagowałaś i przeanalizuj, czy mogłaś zareagować inaczej. Każdy czasem reaguje impulsywnie, bo jesteśmy ludźmi. Są rzeczy, które wywołują u nas takie reakcje, jeśli sprawy nas dotykają osobiście, jeśli mamy złe doświadczenia itd...Nie trzeba się biczować. Po prostu zaobserwuj swoje reakcje i przemyśl, czy można by było to rozegrać J. edytował(a) ten post dnia o godzinie 11:29 Ewa S. patrzę, słucham,myślę... Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Dla mnie twoje odczucia i obawy (w kontekście opisanej przez ciebie sytuacji) sa jak najbardziej uzasadnione. Męzczyzna z którym jesteś w bliskiej relacji od zaledwie 3 miesiecy instruuje cię w co i jak masz robić, jak układać w lodowce?? To wyglada mi na ralcje tatusia z córeczką, a nie dwojaga doroslych osób. Co robić? Mozesz spróbowac konkretnie i spokojnie stwiac mu granice,mowic ,ze ci to (co konkretnie) nie odpowiada i cie irytuje oraz zniecheca,że nie lubisz być instruowana i poprawiana..etc..(nie wiem,co ty konkretnie myslisz i czujesz). Uczycie sie dopiero bycia ze sobą i mozliwe,ze sie wam uda dopasować, ale mozliwe tez ,ze ten 40 letni meżczyna ma tak utwalony przez całe swoje zycie zwyczaj "poprawiania i kontrolowania innych",ze sie to nie uda. Uważam,ze w kazdym zwiazku sa koniczne jakies ustepstwa,ale w granicach tego,co nie powoduje zaprzeczania smej sobie (temu, co myslisz, czujesz, potrzebujesz)i krzywdzenia samej siebie, w zamian za akceptację. Wątek terapeutyczny dla Ciebie,to rozwijanie poczucia własnej wartosci i akceptacji-w S. edytował(a) ten post dnia o godzinie 11:48 Beata B. właściciel, Beata Brzezicka. Biuro Brzeziccy Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Skoro już się zdarzył dubel, to niech będzie coś warościowszego, niż uśmieszek!:))) Otóż w dzisiejszych czasach panuje dosyć powszechne przekonanie, że miłość jest wartościowa, kiedy jest bezinteresowna i bezwarunkowa. W pogoni za byciem szczęśliwym dzisiejszy człowiek nie chce przyjąć do wiadomości, że nieszczęście jest z nim nierozerwalnie związane. Tak samo jak życie nie istnieje bez śmierci. Na początku znajomości musicie się "zetrzeć", "powalczyć" ze sobą, ustanowić swoje granice, aby potem je przesuwać w inne miejsca. To po prostu nieprawda, że może istnieć miłość tak wzniosła i piękna żeby była jednocześnie "nieniszcząca" non-stop. Miłość jest właśnie tym, co niszcząc jedną jakość buduje zupełnie nową, inną jakość. Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Z automatyzmu. Reagowanie emocjami bez relfeksji, czy aby na pewno ktoś chciał zrobić nam przykrość, czy to my nainterpretujemy sytuację jest takim właśnie automatyzmem. Dorośle jest przemyśleć czego my oczekujemy, nazywać to wyraźnie acz nieagresywnie i być w pełni świadomym czym się mogą skończyć nasze działania. Czyli wiedzieć, że to nie "oni" nam coś robią, tylko my odbieramy to co chcemy sięczasami wkurza mnie, gdy ktoś chce wpłynąć na mnie, np projektanci mody, twórcy reklam, ale o ile obcych mogę ignorować i się nimi nie przejmować o tyle od bliskiej osoby, która mówi, że kocha oczekuję akceptacji;No ale dlaczego? Czy bliska osoba nie jest mimo wszystko odrębną, "obcą" jednostką?owszem jest odrębną jednostką ale gdy mnie ciągle poprawia to znaczy, że nie jestem taka jaką by chciała mnie widzieć czyli mnie nie akceptuje taką jaka jestem w moim odbiorze;Witaj w dorosłym zyciu!:)) Po prostu trzeba przestać się bać, że zmiany, które i tak i tak w Tobie występują spowodują że "znikniesz" i będziesz inną osobą. tak się może stać, Nie. To niemożliwe!:))) Przypomnij sobie siebie sprzed lat, jakieś swoje własne myślenie, które dziś uznajesz za śmieszne... Czy przestałaś kiedykolwiek być "sobą", choć kiedyś myślałaś inaczej? Inaczej działałaś?nie przestałam być sobą dlatego, że myślałam inaczej czy byłam inna, ale nie zawsze byłam sobą, traciłam siebie gdy zbyt dostosowywałam się do oczekiwań innych;wiem teoretycznie, ale czuję się z tym źle;No to oznacza, że muszę napisać Ci coś najbanalniejszego pod słońcem: musisz popracować nad akceptacją siebie, podoba mi się to jak żyję, kim jestem, oczywiście mam świadomość swoich wad i zalet, ale ogólnie lubię siebie, dlatego trudno mi uznać zasadność czyichś oczekiwań abym robiła coś inaczej Temat: zbytnia krytyka mojego zachowania Gośka J.: Ludzie mają różne charaktery. Może dla Twojego partnera takie rzeczy są naturalne i on nie widzi w nich nic dziwnego. Nie przychodzi mu na myśl, że dla Ciebie to są szczegóły, które nie mają większego znaczenia i że jego przywiązywanie wagi odbierasz jako krytykę. To są takie drobne nieporozumienia związkowe, które przy odrobinie chęci da się modyfikować. Po prostu powiedz mu, że dla Ciebie to nie jest tak istotne. Jeśli on chce zrobić coś inaczej to w swoim zakresie niech sobie pakuje coś tam w woreczki. Może jest to troszkę irytujące, że ktoś chodzi i poprawia, ale myślę, że jest to kwestia wzajemnej akceptacji. Ja wychodzę z założenia, że ja robię tak jak mi wygodnie a jeśli Ty masz inną koncepcję to sobie rób po swojemu. Póki to są małe rzeczy to nie ma problemu. Gorzej, jeśli chodzi o sprawy bardziej poważne i istotne jak wychowywanie dzieci itp...Myślę, że na tym etapie warto pogadać i wyjaśnić swoje oczekiwania i swoje podejście do pewnych spraw. Zróbcie to teraz, by, jak piszesz, w przyszłości nie dochodziło do poważniejszych rację, powoli to robimy właśnie; stąd ten wątek abym zrozumiała jak inaczej można na to spojrzeć; Napisałaś, że albo reagowałaś buntem albo totalnym przyzwoleniem dla świętego spokoju. To generuje trudności w życiu dorosłym, kiedy trzeba wypośrodkować. Musisz się tego nauczyć od podstaw. Jest to do zrobienia. Jeśli ma się chęci to można nad tym pracować. Masz chęci i widzisz problem a to dużo. Teraz wystarczy uważnie samej sobie się właśnie wiedzieć jak można inaczej reagować na krytykę, jakie są inne możliwości; ignorowanie, dystansowanie się, obracanie wszystkiego w żart a może krytykowanie go również? te wszystkie metody nie są zgodne z moją naturą; uważam, że jak mnie ktoś o radę nie prosi to się nie narzucam z radami, nie wytykam ludziom ich błędów, chyba, że tego chcą albo mnie (albo innych) to ich zachowanie jakoś dotyka, rani;Mi się tak troszkę wydaje też, że jesteś odrobinę przeczulona? Popracuj nad tym. Twój partner na pewno nie robi tego, by Ci zrobić na złość. Dla niego to naturalne, dla Ciebie to krytyka. Może warto spojrzeć na to bez emocji i zastanowić się, czy w danej sytuacji nie reagujesz zbytnim przeczuleniem. Po prostu rób analizy konkretnych sytuacji. Pisz sobie jak i kiedy zareagowałaś i przeanalizuj, czy mogłaś zareagować pomysł zakładam, że czasami reaguję przesadnie, zastanawiam się skąd mi się to wzięło;Każdy czasem reaguje impulsywnie, bo jesteśmy ludźmi. Są rzeczy, które wywołują u nas takie reakcje, jeśli sprawy nas dotykają osobiście, jeśli mamy złe doświadczenia itd...Nie trzeba się biczować. Po prostu zaobserwuj swoje reakcje i przemyśl, czy można by było to rozegrać jak?
fot. Adobe Stock, fizkes Kiedy po pobycie w szpitalu syn przywiózł mnie do domu, zrozumiałam, że nic nie będzie już takie samo jak przedtem. Czułam się słaba i chora. Zawsze byłam energiczną, pełną życia kobietą Nawet po przejściu na emeryturę nie zasiadłam przed telewizorem z drutami w rękach i motkami wełny w koszyku. Spotykałam się z przyjaciółkami na brydżu, byłam wolontariuszką w schronisku dla zwierząt, chodziłam na wykłady na uniwersytecie trzeciego wieku. Nigdy nie czułam się samotna, choć mąż zmarł dawno temu, jedyny syn, Marek, przeprowadził się z żoną przed laty do innego miasta, a Magdalena, moja dorosła wnuczka, wyjechała do pracy za granicę. Było mi oczywiście trochę przykro, że rozmawiam z najbliższymi głównie przez telefon i widuję ich właściwie tylko z okazji świąt i rodzinnych uroczystości, ale jakoś się z tym pogodziłam. Doszłam do wniosku, że takie jest życie, i nie ma się o co obrażać ani wpędzać w depresję. Niektóre moje znajome bardzo cierpiały z tego powodu. Żaliły się, że czują się zapomniane przez rodzinę, opuszczone, niepotrzebne. A ja? Dziękowałam Bogu, że jestem sprawna, jak na swój wiek zdrowa, a więc i samodzielna. Myślałam, że tak będzie do końca moich dni. Niestety… Pół roku temu miałam zawał Dokładnie pamiętam tamten koszmarny wieczór. Wracałam do domu. Całe popołudnie spędziłam ze swoimi czworonożnymi podopiecznymi ze schroniska. Wyprowadziłam je na spacer, wygłaskałam. Łóżko. Nie czułam się najlepiej, ale myślałam, że winna jest pogoda. Raz padał deszcz, zaraz potem wychodziło słońce i znowu deszcz. Ciśnienie skakało jak szalone. Byłam już prawie pod blokiem, gdy poczułam potworny ból w piersiach. Nie mogłam złapać tchu. Próbowałam zrobić jeszcze kilka kroków, ale nie byłam w stanie. Nogi się pode mną ugięły, świat zawirował… Upadłam. Ostatnie, co pamiętam, to przerażony głos sąsiadki, która krzyczy do męża, żeby natychmiast dzwonił na pogotowie. Obudziłam się w szpitalu. Byłam obolała, bo padając, trochę się potłukłam, ale żywa. Natychmiast poprosiłam pielęgniarkę, by zadzwoniła do syna. Przyjechał następnego dnia. Był lekko przestraszony, ale szczęśliwy, że z tego wyszłam. – Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem. Powiedział, że zawał nie był zbyt rozległy, że szybko wrócisz do zdrowia – zapewnił. – To wspaniale! – ucieszyłam się, podnosząc się na poduszce. – Ale nie od razu. Leż, mamo – powstrzymał mnie syn. – To wymaga czasu. Może więc, jak wyjdziesz ze szpitala, to pojedziesz na kilka tygodni do nas? Zaopiekujemy się tobą z Iwoną, nabierzesz sił, staniesz na nogi… – tłumaczył. – Dziękuję ci, kochanie, za dobre serce, ale naprawdę poradzę sobie. Możesz spokojnie wracać do domu – odparłam szybko. Bardzo kocham swojego syna, lecz z synową jakoś nigdy nie mogłam się dogadać. W przeszłości, gdy mieszkali jeszcze u mnie, często dochodziło między nami do konfliktów. Iwona lubiła rządzić, postawić na swoim, mimo że przygarnęłam ją pod swój dach i powinna była mi okazywać szacunek i wdzięczność. Ale ona zawsze wszystko wiedziała najlepiej i wprowadzała własne rządy. Nawet do garnków nie pozwalała mi zajrzeć Na samą myśl, że miałabym z nią spędzić kilka tygodni, robiło mi się słabo. Poza tym byłam przekonana, że poleżę kilka dni w szpitalu i wszystko będzie jak dawniej. Niestety, nie było. Choroba zwaliła nie z nóg. Dosłownie. Z energicznej, wiecznie zabieganej kobiety, stałam się nagle niepełnosprawną staruszką. Na wszystko brakowało mi sił. Na dodatek z przerażeniem zauważyłam, że przy każdym, nawet najmniejszym wysiłku moje serce dosłownie wariowało. Zaczynało walić jak szalone… Obawiałam się, że nie wytrzyma, i znowu coś się stanie. Właściwie tylko w domu, a dokładniej mówiąc, w łóżku czułam się bezpiecznie. Skończyły się więc wyprawy do schroniska, na uniwersytet, brydża. Zamiast stopniowo wracać do aktywnego życia, leżałam głównie pod kołdrą, gapiąc się w telewizor. Nie wstawałam nawet wtedy, gdy odwiedzały mnie przyjaciółki. Kiedyś śmiałam się ze starszych ludzi, którzy spędzali w ten sposób dzień, litowali się nad sobą, kwękali i stękali z byle powodu. A teraz sama tak się zachowywałam. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że wylegując się całymi dniami, tylko sobie szkodzę, jednak strach przed kolejnym zawałem był silniejszy. Marka oczywiście bardzo martwiła moja bezsilność i bezczynność. Przyjeżdżał co tydzień w sobotę lub niedzielę, by zrobić cięższe zakupy, trochę ogarnąć mieszkanie. Gdy widział mnie w łóżku, łapał się za głowę. – Mamo, tak nie można. Najgorsze masz już za sobą. Musisz się więcej ruszać. Chodzić do sklepu, na spacery… – tłumaczył mi za każdym razem. – Wiem, wiem, ale cóż ja poradzę na to, że jestem taka słaba, syneczku. Sam zobacz, nie mogę ruszyć ręką ani nogą – jęczałam. – Może jednak spróbujesz? Pomogę ci. Pójdziemy do parku, zobaczysz, dobrze ci to zrobi – nie ustępował. – Dziś nie. Ale jutro być może poczuję się lepiej. Wtedy już na pewno wybiorę się na spacer – odpowiadałam na odczepnego. – Obiecujesz? – patrzył mi w oczy. – Na sto procent – krzyżowałam za plecami dwa palce. Prawdę mówiąc, to jego zrzędzenie doprowadzało mnie do białej gorączki. Nie rozumiałam, dlaczego tak się upiera Jak ja miałam się ruszać, spacerować, gdy po zwykłej wyprawie do sklepu na drugą stronę ulicy miałam mroczki przed oczami i ledwie mogłam oddychać? A po wizycie kontrolnej w przychodni i badaniach czułam się tak, jakbym przebiegła maraton! Obiecywałam więc, że będę się więcej ruszać, nawet kręciłam się przy nim trochę po kuchni, ale gdy tylko Marek wyjeżdżał, wskakiwałam pod kołdrę. Myślałam, że moje zapewnienia są przekonujące, i Marek da mi święty spokój. Chciałam go uspokoić, żeby przypadkiem nie wpadł na pomysł zabrania mnie do siebie do domu! Okazało się jednak, że nie… To było trzy miesiące po moim wyjściu ze szpitala. Syn jak zwykle zapowiedział w sobotę swój przyjazd. Żeby go nie denerwować i uniknąć zrzędzenia, że znowu leżę, wstałam, pościeliłam łóżko i ubrałam się w domową sukienkę. Byłam pewna, że jak zwykle pokręci się kilka godzin, zrobi to, co zwykle, pogada na temat mojego zdrowia i pojedzie. On miał jednak zupełnie inny plan. Nie od razu zorientowałam się, że Marek zamierza u mnie zostać na dłużej. Dopiero kiedy wtaszczył do przedpokoju walizkę, zaczęło do mnie docierać, że to może nie być zwyczajna, krótka wizyta. – A po co ci ta wielgachna torba? Zamierzasz u mnie zostać? – chciałam się upewnić. – Wyobraź sobie, że tak. Dostałem trzy tygodnie urlopu i postanowiłem spędzić go u ciebie. Chcę zobaczyć, jak spacerujesz, nabierasz sił, wracasz do zdrowia. Cieszysz się, że zrobiłem ci taką niespodziankę? – zapytał z uśmiechem. – Cieszę się, cieszę. Tylko po co to poświęcenie… Tak ciężko pracujesz od rana do nocy. Powinieneś gdzieś wyjechać, odpocząć nad pięknym morzem lub w górach. No i twoja żona pewnie nie jest zadowolona, że zostawiłeś ją samą na tak długo… – zrobiłam zatroskaną minę. – Iwona nie dostała na razie wolnego, więc i tak nigdzie byśmy nie pojechali. Poza tym ma w pracy urwanie głowy, bo robią jakiś nowy projekt, i prawie się nie widujemy. Bardzo chętnie posiedzę u ciebie. Pójdziemy na targ na zakupy, nagotujesz moich ukochanych gołąbków i klopsików w sosie pomidorowym… Iwona ostatnio karmi mnie jakimiś świństwami z puszki, bo nie ma czasu na gotowanie. Brrr, ohydztwo! No i oczywiście wybierzemy się na cmentarz, na grób taty. Tak dawno tam nie byłem. Ostatni raz chyba w ubiegłym roku. Aż wstyd – ciągnął. – Nie wiem, synku, czy dam radę. Nie czuję się najlepiej. Każdy krok mnie męczy – westchnęłam. – Naprawdę? A przecież obiecywałaś mi w trakcie każdej wizyty, że powoli będziesz wracać do aktywnego życia, zaczniesz wychodzić z domu. Jeśli dotrzymywałaś słowa, powinnaś być już w niezłej formie. No, chyba że przez cały czas z premedytacją oszukiwałaś – przyglądał mi się uważnie. – Chciałam dotrzymać słowa, przysięgam. Ale okazało się, że to wcale nie jest takie proste. Gdy tylko oddaliłam się za bardzo od naszego bloku, to zaraz ogarniał mnie strach, że zasłabnę, rozłożę się jak długa na ulicy i jeszcze sobie coś złamię. A wiesz, że w moim wieku to niebezpieczne. Więc wracałam do mieszkania. Chyba to rozumiesz – tłumaczyłam się pokrętnie. – Oczywiście, oczywiście… Na szczęście ten problem mamy już z głowy. Możesz bez obaw spacerować. Będę przecież przez cały czas przy tobie i w razie czego cię złapię. Nic się nie martw. Wszystko sobie dobrze zaplanowałem i przemyślałem – mówił z entuzjazmem. Zazwyczaj rodzice cieszą się z odwiedzin dzieci Ale ja miałam wtedy nietęgą minę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że syn doskonale wie, że oszukiwałam, i podczas jego nieobecności nawet nie próbowałam wybrać się na spacer. Byłam też pewna, że w czasie swojego pobytu będzie się starał zrobić wszystko, by zmusić mnie do większej aktywności. Bałam się tego jak diabli. Leżenie i bezczynność zrobiły swoje i byłam nawet słabsza niż tuż po wyjściu ze szpitala. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że jeśli gdzieś razem wyjdziemy, to naprawdę wyłożę się na ulicy jak długa. Kiedy więc syn z zapałem opowiadał, co będziemy przez te trzy tygodnie robić, ja zastanawiałam się nad tym, jak się od tego wykręcę. Przez pierwsze trzy dni udawało mi się całkiem nieźle. Przygotowałam co prawda Markowi jego ulubione gołąbki, a potem klopsiki, ale zakupy musiał robić sam. Mówiłam, że nie mogę z nim iść do sklepu, bo kręci mi się w głowie, pogoda jest niestabilna i serca mi omal z piersi nie wyrwie. Wysłuchiwał tych tłumaczeń w miarę spokojnie, bo cieszył się, że przynajmniej przy kuchni stanęłam. Ale czwartego dnia stracił cierpliwość. – Za oknem świeci słońce, wieje przyjemny chłodny wiaterek, ciśnienie masz modelowe. Mamo, jedziemy do taty, na cmentarz – zarządził z samego rana. – Nie ma mowy. Od bramy do grobu jest chyba z kilometr. Żebym nie wiem jak się starała, nie dojdę. Jedź sam – zaprotestowałam. – O, co to, to nie! Poradzisz sobie. Poza tym tacie jest na pewno już bardzo przykro, że o nim zapomniałaś – stwierdził, patrząc mi prosto w oczy. Wiedział, gdzie uderzyć, żeby trafić w czuły punkt. Bardzo kochałam męża i było mi głupio, że przez chorobę zaniedbałam jego grób. – No dobrze, pojadę, ale jak zasłabnę, to będziesz mnie miał na sumieniu – poddałam się. Rany Boskie! Iwona przyjedzie? Droga do grobu męża nie była łatwa. Przed zawałem pokonywałam ją w góra dwadzieścia minut. I to obładowana kwiatami i zniczami. A teraz wlokłam się noga za nogą, sapiąc jak parowóz, i przystając co chwila. Gdy dotarłam wreszcie na miejsce, czułam się tak, jakbym wdrapała się na Mount Everest. Ledwie żywa osunęłam się na ławeczkę. Minęło dobrych kilka minut, zanim się pozbierałam i byłam w stanie zapalić na grobie męża znicz. – Ty to chyba chcesz, żebym się tu obok ojca za chwilę położyła – powiedziałam do syna, ciągle z trudem łapiąc powietrze. – Właśnie że tego nie chcę i dlatego zmuszam cię do wysiłku, mamo – odparł spokojnie Marek. – Ale przecież widzisz, że nie daję rady – jęknęłam. – Jak to nie dajesz? Przecież jesteśmy na miejscu. A ty ciągle oddychasz. Może z trudem, ale jednak – uśmiechnął się Marek i wyjął z torby butelkę wody. – Napij się… – Tym razem jakimś cudem się udało. Ale następnym mogę paść trupem. Na przykład w drodze powrotnej do samochodu – obruszyłam się. – Nie padniesz, nie padniesz. Wyniki badań masz modelowe. Wiem, bo zajrzałem do twoich papierów… Jesteś taka zamęczona, bo nic nie robisz, tylko się wylegujesz w łóżku – znowu zaczął starą śpiewkę. – Ile razy mam ci powtarzać, że na nic więcej nie mam siły?! – Odzyskasz je, jeśli zaczniesz chodzić, normalnie żyć. Zobaczysz, mamuś, jeśli się zmobilizujesz, rozruszasz kości, wzmocnisz serce, to za kilkanaście dni wyprawa na cmentarz będzie dla ciebie zwyczajnym spacerkiem – upierał się. – O nie, kochany! Więcej mnie nie namówisz na żadne takie wyprawy! Koniec, kropka! Za wiele mnie to kosztowało – zdenerwowałam się. – Mimo wszystko będę próbował – syn się nie poddawał. – I nic nie wskórasz. Chyba nie zamierzasz zmuszać mnie do chodzenia siłą, nie daj Boże, sterroryzować? – zapytałam z przekąsem. Syn przez chwilę się zastanawiał. – Rzeczywiście, chyba się na to nie odważę. Może zabraknąć mi silnej woli, a przede wszystkim stanowczości. Za bardzo cię kocham, żeby bezwzględnie naciskać – odparł. – No właśnie, więc skończmy z tym cyrkiem. Jak przyjdzie czas, to wrócę do aktywnego życia. A na razie błagam cię, daj mi święty spokój – powiedziałam stanowczym tonem. Ale syn jakby mnie nie słuchał. – Tak, rzeczywiście, mogę być za miękki… Ale Iwona raczej nie będzie wobec teściowej taka łagodna – ciągnął dalej, jakby do siebie. – Twoja żona?! – Owszem – skinął głową. – A niby co ona ma do mojego zdrowia? – zdziwiłam się. – Opowiadałem jej co nieco o twoim zachowaniu w ostatnich tygodniach. Nie była zachwycona. Gdy wyjeżdżałem do ciebie, stwierdziła, że raczej nie będzie mi łatwo wyciągnąć cię z domu, zmusić do aktywności. Jesteś przecież taka uparta… – zaczął tłumaczyć. – Jak możesz! – obruszyłam się. – Mamo, błagam, daj mi skończyć. No więc Iwona obiecała, że jeśli ja sobie z tobą nie poradzę, to mnie po tych trzech tygodniach u ciebie zastąpi – wypalił. Zamarłam. Dobrze, że siedziałam na ławeczce bo chyba bym się przewróciła. – Żartujesz, prawda? – wykrztusiłam. – Powiedz, że to żart. – Wcale nie. Za tydzień, najdalej dwa, Iwona skończy projekt i będzie wreszcie mogła wziąć wolne. Z tego, co mi mówiła, wynika, że z zaległym urlopem z ubiegłego roku jest tego ponad półtora miesiąca – odparł. – Słucham?! – Naprawdę! Obiecała, że przyjedzie i postawi cię na nogi. A sama wiesz, jaka ona jest. Jak sobie coś postanowi, to tak musi być, i już. Nieraz się z tego powodu kłóciłyście w przeszłości – przypomniał mi. – No właśnie! I dlatego uważam, że blefujesz! Twoja żona nigdy nie poświęciłaby dla mnie swojego cennego urlopu! Na pewno woli poleżeć gdzieś na plaży, niż opiekować się teściową – zakrzyknęłam. Syn tylko się uśmiechnął. – Zapewniam cię, że to zrobi. Może faktycznie nie kocha cię tak mocno jak rodzoną matkę, ale zależy jej na twoim zdrowiu. Tak samo jak mnie. Więc nie łudź się, mamo, że zrezygnuje. Przyjedzie i wprowadzi tu swoje porządki – zapewnił. – Nie ma mowy! Masz do niej zadzwonić i natychmiast wybić jej ten głupi pomysł z głowy! – zażądałam. – Teraz to ty żartujesz! Za żadne skarby nie sprzeciwię się Iwonie. Nie mam ochoty na piekło w domu! A poza tym, dlaczego mam jej wybijać ten pomysł z głowy? Przecież mnie też zależy, żebyś stanęła na nogi – odparł z niewinną minką. Byłam zdruzgotana – To szantaż! Ojciec się w grobie przewraca, gdy to słyszy – powiedziałam rozżalonym tonem. Na to syn podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. – A ja sobie myślę, mamo, że bardzo się cieszy – odparł ciepło. Nie muszę chyba mówić, co było dalej. Poddałam się „terrorowi” syna. Wolałam już to, niż półtora miesiąca męczarni z synową. Na samą myśl, jak bierze mnie do galopu, pogania, poucza, ciarki mi po plecach przechodziły. Gdy więc następnego dnia Marek zaproponował spacer do parku, nawet nie próbowałam protestować… Wiedziałam, że tylko tak się uchronię przed wizytą Iwony. Początki powrotu do normalnego życia nie były łatwe. Szybko się męczyłam, co chwila musiałam odpoczywać. Serce oczywiście waliło mi jak oszalałe, ale syn tak sprytnie zabawiał mnie rozmową, że w pewnym momencie przestałam zwracać na to uwagę. Po kilku dniach ze zdumieniem i radością stwierdziłam, że czuję się coraz lepiej. Wracały mi siły i dawna energia. Serce też przestało wariować. Nawet po półgodzinnej przechadzce i gotowaniu kolejnej porcji gołąbków dla Marka biło rytmicznie, spokojnie. Gdy po trzech tygodniach żegnałam się z synem, obiecałam, że nie będę już spędzać dni w łóżku. – Mam nadzieję. Bo jak nie, to wiesz… – pogroził mi palcem. Tym razem dotrzymałam obietnicy. Jestem aktywna. Znowu spotykam się z przyjaciółkami na brydżu, chodzę na wykłady, coraz częściej zaglądam do schroniska dla zwierząt. Spacerując z psiakami po okolicznych polach, zastanawiam się, co by ze mną było, gdyby nie determinacja syna. No i strach przed synową… Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Ja też miałam ten problem, że często z mężem kłóciliśmy się, często mąż mnie wyzywał od najgorszych, często również przy dziecku i znajomych. Wielokrotnie przeglądałam różne fora dyskusyjne, i czytałam różne porady, niestety nic nie działa. Jedną z pierwszych metod które zastosowałam przeczytaniu poradników było zmienić siebie na atrakcyjniejszą, aby mężowi zaczęło zależeć. Niestety efekt był odwrotny od zamierzonego, zaczęły się kolejne kłótnie, ale teraz pretekstem było to, że się pindraczę i w dodatku dla jakiegoś gacha. Mąż zaczął mnie wyzywać jeszcze gorzej niż wcześniej. Zastosowałam kolejną metodę: nie odzywałam się, nie prowokowałam i nie wchodziłam w żadne dyskusje. Działało tylko przez chwilę, kilka dni spokoju, a potem balonik pękł i była jeszcze gorsza awantura. Nie dość, że mąż mnie wyzywał od dziwek, to jeszcze na dodatek robił to przy naszym dziecku… Nie wiedziałam co robić. Wielokrotnie próbowałam mu uświadomić, że mnie rani, że nie może tak się zachowywać, próbowałam mu wytłumaczyć, że powinien się zmienić, że powinien mnie szanować i przede wszystkim nie może być w stosunku do mnie agresywny. Niestety żadne tłumaczenia do niego nie trafiały. 7 lat… Nasze małżeństwo miało już ponad 8 lat i jak to w powiedzeniu było, że po 7 latach się sypie, niestety tak też było u nas. Pierwsze 7 lat było cudowne, kwiaty, kolacje, ochy i achy, potem zaczęło się sypać, zaczęły się kłótnie (bez powodu) wyzwiska, obrażanie. Na szczęście nigdy mąż mnie nie uderzył, ale obawiałam się, że do tego może dojść. Starałam się pielęgnować nasze małżeństwo zarówno od strony intymnej, jak i na zewnątrz, to ciasto upiekłam, to oglądałam z nim piłkę (nie cierpię piłki) to starałam się spędzać z nim czas. Kocham męża… Cierpiałam, ale kochałam, i nie chciałam rozbijać naszego małżeństwa, przede wszystkim dla naszego dzieciaczka. Cudnego małego Bartusia wtedy miał już 5 lat i potrzebował zarówno mamy jak i taty. Niestety mąż mój zaczął coraz częściej wracać późno do domu, zaczęłam podejrzewać go o zdradę, ale mimo wszystko ciągnęłam to dalej. Był to piątek, wróciłam z pracy trochę wcześniej niż zazwyczaj i miałam zamiar przygotować fajny obiad mojemu, Bartusia zabrałam z przedszkola, szybkie zakupy i wzięłam się za pichcenia, miałam jeszcze około 2 godziny do powrotu męża. Obiad prawie gotowy, stół elegancko nakryty, świece nawet przygotowałam, wino, te sprawy… no i szybko podmalowane oko – gotowa. Przyszedł z niewyraźną miną i od progu zaczął się czepiać, że dziecko niedopilnowane samo się bawi w pokoju (Bartek ma już 5 lat, nie potrzebuje non stop opieki), że świeczki to na święta się stawia, że wymalowałam się, czy gdzieś wychodzę, zamiast mu obiad podać i zaczęło się: wyzwiska, poniżanie. Do dzisiaj nie wiem dlaczego mąż mnie wyzywał. Wzięłam torbę Bartusia, wrzuciłam jego kilka podstawowych ciuchów, torebkę i wyszłam z domu. nie wróciłam. Odeszłam od męża… Początki nowego życia były trudne, najpierw zamieszkałam na chwilę u mojej mamy, by potem wynająć sobie malutkie mieszkanko, rozwód ciągnął się jak flaki z olejem, bo albo nie przychodził na rozprawę, albo odwlekał, że chce byśmy byli razem i takie tam. Wiem jedno To że się rozstaliśmy było najlepsza decyzją jaką w życiu podjęłam. Teraz już jako starsza i bardziej doświadczona kobieta potrafię wyfiltrować facetów, którzy nie mają szacunku do kobiet i w ogóle z takimi nie utrzymują żadnych kontaktów. A miłość mojego życia pewnie jeszcze nadejdzie.
Zawsze liczyłam się z jej zdaniem i to bez względu na to, z czym miałam aktualnie problem. To ona potrafiła szczerze powiedzieć, gdy wyglądałam źle. Albo kopnąć w tyłek, kiedy wiązałam się z niewłaściwym facetem. Zobacz również: LIST: „Chcę wziąć ślub kościelny, ale nie planuję dzieci. Ksiądz nie chce się zgodzić” Nadal uważam, że to bardzo mądra osoba, ale chyba jednak nie na wszystkim się zna. Ma już 30 lat i jest bezdzietną panną, więc w kwestii potomstwa raczej nie jest dla mnie autorytetem. A próbuje nim być, bo czasami mnie poucza. Ostatnio ciągle od niej słyszę, że krzywdzę synka i kiedyś tego pożałuję. W jaki sposób? Jej zdaniem jestem nadopiekuńcza, przez co wychowuję zupełnie niesamodzielne dziecko. Ciągle z nim siedzę, nigdzie nie wychodzę, nad wszystkim chcę mieć kontrolę, wpadam w panikę z byle powodu i po prostu nie odcięłam jeszcze pępowiny. Zobacz również: LIST: „Pies zaspokoił mój instynkt macierzyński. Już mam dla kogo żyć” Już pomijając to, czy ona ma w tej kwestii rację. Nie wykluczam, że może faktycznie coś w tym jest. Ale czy osoba, która zna temat tylko w teorii powinna się wypowiadać? Jak przychodzi do mnie hydraulik naprawić kran, to mu nie mówię, że robi coś źle. Każdy zna się na czymś innym. Ja jestem matką, więc coś już przeżyłam. Ona ma wiele innych talentów, ale o ile wiem, to jeszcze nie rodziła. Mimo to próbuje mnie pouczać w tak delikatnej kwestii jak wychowanie. Wiem, że chce dobrze. Ale czy w ogóle ma prawo się tak mądrzyć? Martyna Zobacz również: LIST: „Życzyłam kuzynce, żeby znalazła sobie chłopaka. Nie rozumiem jej dziwnej reakcji”
mąż ciągle mnie poucza